Ostatnio wybrałem się na zakupy i idąc już po zakupach przypomniałem sobie o niezwykłym wydarzeniu. Aczkolwiek na parafii w mojej wsi było pożegnanie księdza kleryka. A że ja też bardzo będę tęsknił... poszedłem go pożegnać :D
Zadzwoniłem na parafię i drzwi mi otworzył ksiądz, który mnie kiedyś uczył i dziś przywitał mnie radosnym uśmiechem. Owy ksiądz ma profesora, o tym fakcie dowiedziałem się na drugi dzień. Rozmowa szybko zeszła na tory religii.
Ja oznajmiłem mu, że jestem ateistą itd... i tak zaczęła się dyskusja... trwała aż 2h.
W ciągu dyskusji przeciągnęliśmy wszystkie aspekty wiary, które mnie niepokoją i byłem ciekaw księdza opinii o nich. I trafiła kosa na kamień, ja na spontanie, bo nie byłem przygotowany na taką debatę. Zresztą czułem że pewnymi kwestiami również zaskoczyłem księdza. Mimo wszystko podjąłem dyskusje z tego względu, że jak mam jaja tu głosić swoje refleksje to dlaczego nie skonfrontowałbym swoich przekonań z księdzem w otwarty sposób?
Poruszyłem w rozmowie wiele kwestii... Na wiele kwestii mimo, że miałem racje to racja nie została mi przyznana. Z tego jedynie względu, że jeżeli ksiądz przyznałby mi racje, zdradziłby swoją macierz... czyli kościół. A wiadomo, że dobry ksiądz musi być jak polityk w Polsce. Musi być wierny wobec partii i trzymać jej fason. Tak więc moje argumenty robiły zamieszanie w szeregach "wroga".
Całości dyskusji nie wrzucę dziś, więc wyjdzie jutro.... bo jeszcze sobie przypominam jak to leciało :D
Ale myślę, że wyjdzie interesująco i zapraszam do odwiedzenia bloga jutro. Streszczę to co zapamiętałem.
Komentarze
Prześlij komentarz