Sklep, siłownia, sprzątanie. Tak mogę w skrócie opisać cały dzień, bez wazeliniarstwa, że było fajnie... nie! nie było. W sklepie jak to w sklepie, kolejka. Jakaś babka przylazła z kuponami w tesco, rozumiem, że chce się kupić z niższą ceną, sam te kupony zbieram... ale gdy przychodzi sobota, nie bierze się kurwa kuponów z całego miesiąca... rzuca się to w kasie przy zakupach i kasjerce każe się szukać... Dupa, tam że ludzie stoją... ważne, że ja będę miała zakupy 10zł taniej... a kasjerka, zamiast powiadomić, że ma masę ludzi i ruszać łapkami szybciej, powoli przebierała te kupony. Czy powinienem się do czegoś przyjebać? Wszystkiemu winna baba z kuponami? Nie! baba i kasjerka, bo za nią siedziała jej koleżanka, która obsłużyła w tym momencie 4 ludzi, a przysięgam! że mieli taką samą ilość zakupów. Siłownie to opiszę krótko, nadal mam zakwasy więc nadal ból z szczęściem, że jestem trochę dalej niż byłem, w sensie do schudnięcia. A sprzątanie? :D no cóż, do brudasów nie należę, więc si