Wakacyjny dzień...
nie miałyśmy co ze sobą zrobić. Obowiązkowo ze mną Jolka, Karola i Nata-moja kuzynka.
Zaczęło się od babskich pogaduszek, przerwanych sączeniem browarka...
i niespodziewana wiadomość od "Goryla":
Jak nic nie masz w planach, wpadaj do Wietlina:)
Długo się nie zastanawiałyśmy, odpowiedź brzmiała jednogłośnie JEDZIEMY!!!
Było szybkie poprawianie make-up, i wymiana ciuszkami aby jak najlepiej wypaść, po godzinie byłyśmy gotowe. Od starego wzięłam auto i ruszyłyśmy....
Droga zajęła nam ok godziny. Z małymi problemami dotarliśmy na miejsce, po nawigacji Goryla i spółki. Zaczęło się od głupiego docinania w pobliskim sklepie przy piwku, a potem propozycja, że pokażą nam pobliskie jeziorko. A było już przed 22, nie namyślając się dużo każda z nas przystała na tą propozycje..
Droga zajęła nam z 10 min... Przedzierając się przez krzaczory zobaczyłyśmy jezioroko. Świetna miejscówka na grilla lub imprezkę.
Każda jak na zawołanie zbliżyła się do tafli wody... były tylko westchnienia, że woda taka ciepła... no i każda żałowała, że stroju nie wzięła...
Zauroczone tym widokiem, za późno zauważyłyśmy, że Goryl i spółka biegną w naszym kierunku. Jolce i Karolce udało się uciec do auta. A mnie i Natkę złapali w ręce i wskoczyli z nami do jeziora.
Krzyczałam, żeby mnie z powrotem zaniósł na brzeg....
Przekleństwa i groźby na nic zdały się...
Tylko ten szyderczy śmiech....
i niespodziewanie poczułam, że lecę ...
Momentalnie znalazłam się w wodzie...
Natka tak samo....
Wyzwiskom nie było końca, zwłaszcza od kuzi, która nie próżnowała pod tym względem, bo po naszym wypadzie, miała się spotkać z facetem.
Atmosfera zrobiła się gorąca....
niewiele brakowało by się z nimi pobiła... Ja sama już zaczęłam się z tego śmiać. Było mi już wszystko jedno.
Zaczęłam się telepać z zimna.... Darek (Goryl) ściągnął swoja koszulkę i dał mi bym się nie urządziła bardziej..
Świetnie pachniała... ehh..
no nic nie było za darmo...
za to, że się z nim przedzierałam zabrał mi bransoletkę ..
i do tej pory jej nie odzyskałam...
nie miałyśmy co ze sobą zrobić. Obowiązkowo ze mną Jolka, Karola i Nata-moja kuzynka.
Zaczęło się od babskich pogaduszek, przerwanych sączeniem browarka...
i niespodziewana wiadomość od "Goryla":
Jak nic nie masz w planach, wpadaj do Wietlina:)
Długo się nie zastanawiałyśmy, odpowiedź brzmiała jednogłośnie JEDZIEMY!!!
Było szybkie poprawianie make-up, i wymiana ciuszkami aby jak najlepiej wypaść, po godzinie byłyśmy gotowe. Od starego wzięłam auto i ruszyłyśmy....
Droga zajęła nam ok godziny. Z małymi problemami dotarliśmy na miejsce, po nawigacji Goryla i spółki. Zaczęło się od głupiego docinania w pobliskim sklepie przy piwku, a potem propozycja, że pokażą nam pobliskie jeziorko. A było już przed 22, nie namyślając się dużo każda z nas przystała na tą propozycje..
Droga zajęła nam z 10 min... Przedzierając się przez krzaczory zobaczyłyśmy jezioroko. Świetna miejscówka na grilla lub imprezkę.
Każda jak na zawołanie zbliżyła się do tafli wody... były tylko westchnienia, że woda taka ciepła... no i każda żałowała, że stroju nie wzięła...
Zauroczone tym widokiem, za późno zauważyłyśmy, że Goryl i spółka biegną w naszym kierunku. Jolce i Karolce udało się uciec do auta. A mnie i Natkę złapali w ręce i wskoczyli z nami do jeziora.
Krzyczałam, żeby mnie z powrotem zaniósł na brzeg....
Przekleństwa i groźby na nic zdały się...
Tylko ten szyderczy śmiech....
i niespodziewanie poczułam, że lecę ...
Momentalnie znalazłam się w wodzie...
Natka tak samo....
Wyzwiskom nie było końca, zwłaszcza od kuzi, która nie próżnowała pod tym względem, bo po naszym wypadzie, miała się spotkać z facetem.
Atmosfera zrobiła się gorąca....
niewiele brakowało by się z nimi pobiła... Ja sama już zaczęłam się z tego śmiać. Było mi już wszystko jedno.
Zaczęłam się telepać z zimna.... Darek (Goryl) ściągnął swoja koszulkę i dał mi bym się nie urządziła bardziej..
Świetnie pachniała... ehh..
no nic nie było za darmo...
za to, że się z nim przedzierałam zabrał mi bransoletkę ..
i do tej pory jej nie odzyskałam...
Komentarze
Prześlij komentarz