Czasami wrzody są uparte. Ta upartość mnie jakoś nie dziwi.. bo co ma mnie dziwić? odcięcie "dobrych emocji" musi przecież być bolesne.
Miała na imię Agata, 22 latka bez chłopaka.. lekko zapuszczona i niedowartościowana. Kontakt przypadkowy i efekty uboczne też przypadkowe.
On czego się zaczęło? od niewinnego pomylenia numeru telefonu. Napisałem do jakiejś przypadkowej dziewczyny czy jest w domu z myślą, że piszę do kolegi. I tak to się zaczęło... normalny facet by napisał pomyłka! i tyle.. ale nie ja i do dziś tego żałuję. Agacia się zakochała... zdobyła mój nr domu oraz przysłała mi list miłosny. Ale to dopiero po miesiącu znajomości. List był jednym z piękniejszych jakie kiedykolwiek dostałem. Co było w nim ujawnić nie mogę.. ale wspomnę tylko tyle, że opisała co do mnie czuje jak mnie widzi. Postanowiła, że zerwiemy kontakt... postanowienie wykonywała sumiennie przez 2 miesiące. Później zaczęła znów do mnie pisać.. bo ciekawość ją zżerała... a raczej zżerała ją ciekawość czy kocham ta dziewczynę z którą obecnie byłem. Stała się zazdrosna, że jej nie obdarzyłem owym uczuciem i zaczęła mi się znów namiętnie rozpisywać.. ja z nadmiaru wolnego czasu i grzeczności, dopisywałem. Ale jej uczucia były gorętsze niż sądziłem... zaczęła mnie nawiedzać i śledzić. Ukończyła szkołę i miała dość zamożnych rodziców, więc łażenie za mną nie było jakąś trudnością. Aż pewnego dnia ją złapałem w muzeum(tak o dziwo zaglądam tam). Ale ją wtedy opierdoliłem... jak chyba jeszcze nikogo. Łzy już miała na wierzcu i oczywiście mnie chamski zwyzywała od ch&^... itp. Agacia sobie od tego momentu dała spokój... i mam nadzieję, że dała na zawsze.
Komentarze
Prześlij komentarz