nawet chwile nie próżnował.
Usypywał przed nimi głębokie fale,
nie było im łatwo wcale.
Po kostki w białym puchu,
myśleli tylko o chleba okruchu.
Przed nimi rozciągał się horyzont srogi
a zimno dodawało tylko trwogi
Szło ich w oddali dziewięciu,
a o śmierci myślało tylko pięciu.
Czterech wytrwałych twardo tupało,
i siebie nawzajem wspomagało.
Piątka z tyłu zasiała w sobie niepewności,
że wykończą ich szybko słabości.
Czterech się z grupy większej wykruszyło,
i tyle ze współpracy wspólnej było.
Wyrwani ze wspólnego okrętu,
ciągle dążyli wśród białego zamętu.
Upadali i kroczyli,
chociaż sami tam tylko byli.
Białe pola rozłożone pod ich stopami,
siebie sami nazywali, zdobywcami.
Próbowali zdobyć świat odległy,
mimo, ze nigdy nie zostanie im podległy.
Szybko wśród zimnej trwogi,
oddało życie pięciu wśród załogi.
Czterech dalej dążyło,
chociaż im łatwo nie było.
Wspomagali siebie wytrwale,
bo marsz nie jest łatwy wcale.
I tak po trudach i zniechęceniu,
dotarli do pierwszego drzewa w zaziębieniu.
Komentarze
Prześlij komentarz