Fałdy, fałdy... wszędzie. Tak mogę siebie ostatnio określić. Kruku, co się stało? Co cie przygniata? tak kurwa, przygniata mnie tłuszcz. Nie potrafię sobie poradzić dietą ze swoim ciałem, więc wróciłem do sportu. Myślę, zacznę od biegania! w mieście! w mieście pełnym smogu, czyli bardzo zdrowo! jeszcze w zimie. No to zaczynamy, elastyczne majty na dupe, endomondo w telefonie, dresy i jazda na ulice. Lekkie rozciąganko. I biegniemy, pierwsze 300m to drmat, pot, kre i łzy. Przecież ty kiedyś biegałeś? Dawno, bo dawno ale uprawiałeś ten koszmar. Przecież jakoś to szło. Więc?? biegniemy, 2km za mną, biegnąc przez osiedle... słyszę kurwy! jak znajomo, przecież to sól na moje serce. Zaglądam ciekawie, kto i kogo obdarza... i co widzę? Dresów, którzy nagle doznali silnego nieporozumienia. Udając twardziela, wypinam klatę i mijam rozkręcający się kocioł gniewu na drugiej stronie ulicy. Teraz czas na wisienkę na trocie! interwały! zaczynamy, szybki sprint i truchcik, płuca nawet nieźle reagują