Jestem dziwnym człowiekiem. Moje miłości były wymierzone często w stronę kobiet, które nie potrafiły tego odwzajemnić. Lub zwyczajnie miały to w 4 literach.
Pewnie nie raz się z tym spotkaliście. O jak ja nie rozpaczałem po odmowie... świat mi się walił na głowę. Miłości odchodziły a moja wiara w siebie spadała. Nie rozumiałem jednego: odrzuciła mnie jedna kobieta nie milion. Ale jeszcze nie wtedy. Później doszedłem do oświecenia. Sam zacząłem się interesować kobietami. I samym sobą.. do tego stopnia, że odróżniłem siebie od ciała. Ciało ma potrzeby. Potrzebuje jeść, wypróżnić się, seksu też potrzebuje. Czyli to co warunkuje gatunkowi przetrwanie.
Kobiety, które widziałem dzielę tak, że są boginie... i normalne kobiety, które żadnych emocji u mnie nie wywołują. Przy spotkaniu bogini następuje zakochanie a w nim szał hormonów uderza do głowy. Człowiek nie panuje nad sobą. To trwało aż do spotkania mojej byłej niedoszłej, gdzie siebie łączyłem z ciałem. Od tego momentu zrozumiałem, że ja to ja a tylko ciało. Ciało ci narzuca wybór. To coś co dostajesz po rodzicach. To określone geny. Ciało samo sobie wybiera kobietę, która ma odpowiadające geny Tobie-kobiety też czują, z jakim partnerem opłaca się mieć dzieci. To zakochanie się... Ja rozumiejąc to do czego ono prowadzi, zrezygnowałem z tego. Sam zacząłem podejmować decyzje bez przesłanek hormonalnych. I tak poznałem moją obecna dziewczynę. Z która jestem szczęśliwy i chcę, żeby to nie zmieniło już nigdy. Z prostego powodu: dokonałem wyboru umysłem czyli czymś nad czym mam kontrolę. To taka piękna suwerenność od tego co narzuca serce-hormon.
Komentarze
Prześlij komentarz