Te radosne oczekiwanie wypełniało mnie, chciałem rozpoczęcia tego jak najszybciej. Jednoczenie byłem niepewny czy wszystko wyjdzie dobrze.
Moje zamiary przerwał ból głowy, który się chwile później rozpoczął. Nie wiedziałem, ani skąd... ani kiedy się wziął. Ból bawił się ze mną w swego rodzaju podchody. Nie chciałem z nim w nie grać, a na przymus musiałem. Jednak on wygrał... jak zawsze.
Postanowiłem, że dziś cię przezwyciężę i udam się na huczną zabawę razem z tobą. Zaleje cie piwem, może wypocę wraz z szybkim tańcem. Pewnie znikniesz z czasem.
Bardzo szybko pojawiłem się na festynie, na początku miękko bez większych przeszkód. Piłem, jedno... następnie drugie i nareszcie piąte piwo.
Usiadłem na ławce, reszta gawiedzi spocona i nieźle nawalona, ciągle tańczyła, ekscytując się czarem disco polo. Ja za tą muzyką nie przepadałem, ale po piwie było mi wszystko obojętne. Jednak mój stary wróg dopiero teraz szykował szarżę na zniszczenie mi dobrej zabawy. W sekundę dostałem takiego napadu, że dźwięki z mikrofonu stały się x1000 mocniejsze. Zacząłem iść szybkim chodem w stronę drogi, która wychodziła z boiska. Po wyjściu ze stadionu musiałem biec. Ból panował nade mną. Dopiero po przebiegnięciu 3km zatrzymałem się by odpocząć i przeczekać trwającą w głowie nawałnice. Nawałnica trwała aż do uśnięcia.
Komentarze
Prześlij komentarz